![]() |
Przed randeczką |
Imaginuj
sobie następującą sytuację: przechodzisz na dietę i obsesyjnie
myślisz o wszystkim, co złe i definitywnie zakazane. Masz
największe parcie na żarcie, które najlepiej, aby było:
- niezdrowe;
- kaloryczne;
- najczęściej mocno przetworzone;
- i żeby było go dużo. Bardzo dużo.
Taka
sytuacja jest znana zapewne większości osób, które kiedykolwiek
podjęły próbę zrzucenia zbędnych kilogramów. Czy jednak wśród
tego zacnego grona znajdą się osoby, do których zakazane jedzenie
PRZEMÓWIŁO?
Do
mnie i Mateusza – tak.
Wczoraj
wybraliśmy się na randkę. Poszliśmy do kina. Od początku
wiedzieliśmy, że nie możemy sobie pozwolić na zakup popcornu,
mimo że kusiło na maksa. Wychodząc z domu wspólnie podjęliśmy
decyzję – ograniczamy się jedynie do coli zero, żeby chociaż
czymkolwiek raczyć nasze spragnione niezdrowej przekąski,
podniebienia.
Misja pudełkowa wychodzi nam jak na razie bez zarzutu, dlatego też nie chcieliśmy narażać naszego sumienia na tak ciężki grzech. Jednak w kasie kina pojawiła się ona – zdradziecka kusicielka w osobie pani sprzedawczyni, która za wszelką cenę ów popcorn sprzedać nam chciała. Pokusiła się nawet o miniszantaż – „jeśli nabiję te dwie cole, to już nie będzie odwrotu i nie będziecie mogli dobrać popcornu”.
Czy
nasza silna wola była wystarczająco silna, by oprzeć się takiej
ofercie? Pachnący i chrupiący popcorn, w którym z wielką chęcią
zanurzyłabym swoją dłoń, zdawał się gadać: kup mnie, chrup
mnie!
Rozsądek
jednak wziął górę i wraz z Mateuszem podjęliśmy męską
decyzję, ucinając wszelkie dyskusje – dwie
duże cole zero prosimy.
Myślisz,
że to koniec historii z cyklu: sprawdźmy, na ile masz siłę trwać
w swoim postanowieniu?
Otóż
nie!
Dziś
przemówiło do nas sushi! A skorzystało, nie z messengera, a
facebook'owego wall'a!
Uwierzcie mi, razem z Mateuszem komentujemy milion statusów, jednak dopiero podczas realizacji projektu #róbżycie okazało się, że jedzenie, obecnie dla nas niewskazane, domaga się naszej atencji :( Manifestuje swoją obecność i smakowitość na każdym kroku, nawet gdy się tego nie spodziewamy. Czy mamy jednak ulec pokusie? Zaryzykować utratę dotychczasowych osiągnięć dla kilku chwil spełnienia?
Odpowiedź jest dla nas prosta - skoro zadeklarowaliśmy trzymanie czystej michy (pudełka) przez trzy miesiące, to tak zrobimy!
To nie tylko próba dla naszych żołądków, a także próba naszych charakterów. Na ile jesteśmy silni i wytrwali? Na ile ulegamy sugestii innych osób bądź sushi?
Zachęcamy Cię, jeżeli czujesz głód wyzwania, dołącz i #róbżycie razem z nami! Zaczynasz dbać o siebie? Świetnie! Oznacz hashtagiem #róbżycie swoje małe rytuały, które mają na celu usprawnić Twoje życie, polepszyć stan zdrowia bądź samopoczucie! Pokaż nam, że jesteś z nami i walczysz :)
Wow, podziwiam za silną wolę! Mnie jej czasami brakuje... Ale co do sushi - ono nie jest przecież jakieś mega kaloryczne i niezdrowe, raczej skłaniałabym się ku tezie, że na diecie jest to w miarę "bezpieczna" potrawa. Oczywiście nie w jakichś straszliwych ilościach, ale przeciętna porcja nie jest bombą kaloryczną. Swoją drogą - jeśli będziecie kiedyś w Warszawie to polecam Wam Sushiberry. Wiem, że kuszę, ale muszę! Tam są tak dobre rolki, że grzech nie spróbować :) Ale co do popcornu - stanowczo unikajcie :)
OdpowiedzUsuńPlanujemy po pierwszym miesiącu włączyć cheat-meal ;) I właśnie najprawdopodobniej postawimy na sushi ;) Jest to jednak odrobinkę zdradzieckie - tłusty łosoś, ryż... :) Wszystko jednak musi być z umiarem! :)
UsuńSushi to akurat mój cheat-mealowy faworyt. Ostatnio moja praca zakończyła się... wizytą w knajpie. Dlaczego? Przeglądając zeskanowane pliki natrafiłem na zdjęcie cudownie wygladających futomaki. Kto by powiedział, że skanowanie dokumentów może wywrzeć siłę, której nie dało się oprzeć... :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia, fajny wpis!