25 lis 2017

Kupiłam sobie miłość

Od jakiegoś czasu miałam dość duży problem z odnalezieniem się w mojej rzeczywistości. Wiele się pozmieniało, a ja tak naprawdę nie zdążyłam wszystkiego przetrawić i w ten oto sposób bezrefleksyjnie dryfowałam sobie na fali dnia codziennego.
Z pracy do domu, w międzyczasie treningi i tak mijał dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Wkradła się niemała rutyna, jednak czułam się w niej całkiem bezpiecznie.

Może to kwestia upływającego czasu, ale poczułam, że potrzebuję zmian. Potrzebuję miejsca, w którym będę czuła się jak w domu. Że już mam dosyć bezosobowej przestrzeni, w której obecnie mieszkam. Miejsce bez wyrazu, trącące taką tymczasowością – to tylko etap przejściowy.

Unikałam personalizacji tego miejsca, nie chciałam, aby w jakikolwiek sposób to mieszkanie mogło być utożsamiane z moim domem.

Potrzeba przynależności do miejsca wzięła jednak górę. Postanowiłam tchnąć odrobinę mojej osobowości w mieszkanie, w którym przyszło mi żyć. Mam bardzo niewielką przestrzeń do zagospodarowania, a rzeczy mam od groma. Wielokrotnie odmawiałam sobie kupowania rzeczy do domu, bo wychodziłam z założenia „i tak się przeprowadzę”, dlatego nie ma sensu teraz kupować miliona pierdół.

Po ośmiu miesiącach takiej bylejakości stwierdziłam, że warto jednak zainwestować i odrobinę odpicować swój kącik. Zdecydowałam, że pójdę w styl glamour. Kilka dodatków i tak oto moja przestrzeń nabrała odrobiny charakteru.




No i koniecznie cięte, świeże kwiaty. Odkąd tylko pamiętam, zawsze obiecywałam sobie, że „jak będę miała swój dom”, to będą w wazonie świeże kwiaty.

Skąd ta zmiana nastawienia? Potrzebuję swojego miejsca. Takiej odskoczni, do której będę wracała z uśmiechem na ustach. Lubię otaczać się ładnymi rzeczami, sama nie wiem dlaczego tak długo odmawiałam sobie przyjemności?

No i rzecz najważniejsza. Kupiłam sobie miłość :) Za każdym razem, gdy spojrzę na napis LOVE na lustrzanej powierzchni, uśmiechnę się do siebie. Wierzę, że w końcu w moim życiu przyjdzie czas na prawdziwą i piękną miłość, na którą tak bardzo czekam.


2 komentarze:

  1. Mam podobnie, czasem muszę do domu przynieść sobie jakiś detal, część, emblemat. Do popatrzenia, do poobracania w w palcach. Ostatnio np. przyniosłem cały motocykl.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem tak niewiele trzeba, żeby tak wiele się zmieniło. Sama do niedawna wynajmowałam z narzeczonym kawalerkę i w sumie nie kupowaliśmy nic "do domu" teraz wreszcie mamy ten "swój" dom i mimo, że praktycznie wszystko zostało po poprzednich właścicielach powoli wprowadzam coś od siebie, żeby poczuć, że to teraz już "mój dom" :)
    studiounderwear.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Napisz, co sądzisz