Dystans
10 kilometrów, jak
chociażby to, które pokonałem dziś podczas 56.
Biegów Ulicami Sieradza, to dosyć
niewdzięczna trasa. Dla wytrawnego biegacza będzie to co najwyżej
solidna rozgrzewka, po której wróci tą samą trasą do domu i
będzie w stanie bez problemu ponownie zdublować ten odcinek w
razie, gdyby zostawił coś na mecie. Dla niedzielnego "oblatywacza"
osiedla to zaś mekka, do której zmierza
całe życie w wolnych chwilach od burgera na mieście i piątkowego
piwa z kumplami.
Nie będę więc opowiadał Wam, jakim to wyczynem
jest pokonanie takiej (za-)"dyszki",
bo
w większości wypadków to Wasza przyszłość lub sporadycznie
przypominana podczas miejskich imprez przeszłość. Skupię się
jednak na wewnętrznej, odwiecznej batalii, którą odbywa każdy,
niezależnie od odległości – naturalnego konfliktu pomiędzy
pozytywnie patrzącą na świat Chęcią,
a marudną i zniechęconą Realizacją.
Podczas
startu biegu, gdy kilkaset osób grupuje się w nietuzinkową masę,
która za chwil parę w niewyjaśniony sposób wymieni kilodżule na
pokonane metry, u każdego z nich można usłyszeć radosne okrzyki
Chęci. Po tygodniach przygotowań, odpowiednim
porannym posiłku, skutecznej rozgrzewce, Chęć
namówiła ich wszystkich do tego, by w ten zimny, deszczowy poranek
zwlec się z łóżka, przyodziać odpowiednie kombinezony i o
właściwej porze stawić się w miejscu zbiórki. Teraz stoją
razem, odliczając sekundy do rozpoczęcia trasy: "Dziesięć,
dziewięć, osiem...". To ten moment. Kumulacja emocji.
Ruszają, pokonują bramę startową i uruchamiają komputerowe
czasomierze, przypisane do ich numerów na piersiach. Podczas, gdy
towarzysząca biegaczom Chęć trzyma kciuki za sukces
i popycha zmarzniętych biedaków w kierunku finału, po kilkuset
metrach dziwnym zbiegiem okoliczności na trasie ustawia się pokaźne
stado marudnych Realizacji, które kolejno dobiegają
do swoich żywicieli.
Nagle w głowach śmiałków, walczących o
zwycięstwo, pojawiają się nietypowe objawy, których występowanie
nie zostało zarejestrowane przy planowaniu biegu (albo Chęć
świadomie ukryła część prawdy w imię głębszych idei,
by cała akcja doszła do skutku). Bóle stawów, zły oddech,
pragnienie, zadyszka, cieknący z czoła do oka pot, czy tracący
sygnał nadajnik GPS w smartfonie z Endomondo to tylko wierzchołek
lodowej góry, która notabene bez problemu radziłaby sobie przy
takim mrozie.
Realizacja świetnie przygotowała się
do pełnienia roli malkontenta, to też ma spory zapas artylerii.
Człowiek jest za mały na siedzibę dwóch tak silnych osobistości,
więc któraś z nich musi przygotować maszt pod białą flagę.
Walka trwa przez cały dystans (zauważono laboratoryjnie, że
militarne boje intensyfikują się podczas stromych podbiegów).
Dopiero po odbiciu w oczach zawodnika obrazu mety, Realizacja
musi dać za wygraną i zbiec na pit stop, podczas gdy Chęć
święci tryumfy. Konflikt zażegnany, wyzwanie zrealizowane – 10
kilometrów po górzystych uliczkach Sieradza zaliczone w około
57 minut.
Medal na szyi i ciepła herbata przyspieszają
wymazywanie z pamięci pojękiwań Realizacji, a w
drodze do domu dzielny biegacz razem z Chęcią myśli
już o kolejnych zawodach (Wiączyń Dolny, Łódź, Konstantynów
Ł., Bełchatów).
Sukces!
![]() |
56. Bieg Ulicami Sieradza - 10 km zaliczone! |
Opisana
powyżej sytuacja to i tak całkiem komfortowa sprawa, gdyż Chęć
skutecznie powstrzymała negacje Realizacji i
nie dała się pokonać na etapie planowania, a i tak nieraz bywało.
Tym razem motyw #róbżycie wygrał z przeciwnościami
dostarczanymi wagonami przez rzeczywistość i motywacji było pod
dostatkiem. Ile razy w Tobie Chęć pojedynkowała się
za Twoimi plecami z Realizacją? Jaki jest bilans ich
porażek i zwycięstw?
Wow! Podziwiam!
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńDobry czas! Gratulacje!
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńŚwietnie! Powodzenia w kolejnych zawodach :)
OdpowiedzUsuńDzięki! Kolejne zawody już w weekendy! :)
Usuń