31 sie 2017

Dlaczego czasem warto dać sobie na wstrzymanie

Z wyglądem zewnętrznym sprawa jest dosyć prosta. Zerojedynkowo oceniamy czy nam się ktoś podoba, czy nie. Znane od dawna porzekadło "nie oceniaj książki po okładce" trafiło do lamusa, a my w relacjach międzyludzkich zazwyczaj ulegamy pierwszemu wrażeniu i bardzo szybko wyrabiamy sobie opinie. Gdy się pomylimy, to sami ganimy się za nasze bezprecedensowe podejście i... bardzo szybko zapominamy o doświadczeniu, by w przyszłości znów przykleić komuś etykietkę bez uprzedniego poznania drugiej osoby.

Wydaje mi się, że genezy takiego zachowania należy doszukiwać się w tym, że nie znosimy czekania. Jesteśmy przyzwyczajeni, że wszystko w naszym życiu dzieje się bardzo szybko, niemalże z natychmiastowym skutkiem. Nie znosimy czekać w kolejce w sklepie ("czy może pani zadzwonić po koleżankę?!), nie lubimy czekać na obsługę w ulubionej knajpie ("przecież jest tyle miejsc, może zjemy dla odmiany gdzie indziej?"), chcemy widzieć efekty naszych starań tu i teraz ("przecież od tygodnia ćwiczę i nie jem fast foodów, powinnam już być szczuplejsza!").

Co gorsza, takie roszczenie sobie prawa do natychmiastowego "ja chcę tu i teraz, bo mi się należy", staje się domeną naszego społeczeństwa. Gdzie te czasy, gdy cierpliwość była cnotą i człowiek lubił sam proces dochodzenia do czegoś?

Natchnęło mnie ponieważ przeglądałam swoje stare zdjęcia. Ponad pół roku wstecz miałam okropnie zniszczone włosy. Były półdługie, ale ich jakość pozostawiała wiele do życzenia... Podejmowałam desperackie próby ratowania ich, oczywiście w moim chorym mniemaniu, katując je codziennie ciepłym powietrzem z suszarki, a na koniec dopieszczałam rozgrzanymi płytkami prostownicy. Tak tkwiłam sobie w moim błędnym kole, chcąc mieć ciastko i zjeść ciastko (chcę zapuścić długie i zdrowe włosy, ale z drugiej strony nie chcę zrezygnować z dotychczasowych "rytuałów", a o obcięciu oczywiście nie było mowy).

 
Najgorszy moment, włosy były połamane i suche na końcach i miały zerową objętość :(


Pewnego dnia jednak dojrzałam do tej decyzji. Stracę teraz sporo po długości, ale w dłuższej perspektywie uda mi się zapuścić zdrowe włosy.

Tuż po obcięciu, moja pierwsza reakcja: jakie króóótkie!

Na początku było mi turbociężko przyzwyczaić się do nowych i zdecydowanie krótszych włosów. Dodatkowo dostałam całkowity zakaz używania prostownicy... I tak już sobie trwam od ponad sześciu miesięcy :) I widzę rezultat... Czy jednak cierpliwość się opłaciła.

Włosy bez stylizacji prostownicą, jedynie wysuszone na okrągłej szczotce


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz, co sądzisz