Zdrowe
wcale nie znaczy nudne bądź niesmaczne. Wręcz przeciwnie – od
niemal pół roku zrewolucjonizowałam swoje żywienie. Zaczęłam
przywiązywać większą wagę do tego, czym się odżywiam. W
odstawkę poszły wszelkie napoje gazowane, soki z kartonu, fast
foody, etc.
Jednak
czy w obecnych czasach, kiedy każdy produkt jest napchany
wspomagaczami smaku/wyglądu jesteśmy w stanie znaleźć coś, co
nie jest chemicznie przetwarzane? Prawdą jest, że należy wybierać
produkty, które jak w najmniejszym stopniu były poddawane
jakiejkolwiek obróbce. Niektórych rzeczy się jednak nie uniknie.
Nie pozostaje nam nic innego, jak wybierać przysłowiowe mniejsze
zło i dokonywać świadomych wyborów. Właśnie ś w i a d o m y c
h. Natknęłam się dzisiaj na artykuł pana Grzesiaka, w którym
poruszony jest wątek świadomości ludzi po trzydziestce. Mimo, że
nie jestem po trzydziestce, to muszę stwierdzić, że zmierzam chyba
w dobrym kierunku, bo realizuję niektóre z punków. Przykładowo
czytanie etykiet produktów... Kiedyś, wrzucałam rzeczy do koszyka,
nie raczyłam sprawdzić nawet daty przydatności. Teraz – zawsze
sprawdzam skład .
Wracając
jednak do meritum – dobre odżywianie się ma masę zalet. Wpływa
nie tylko na nasze samopoczucie, ale przede wszystkim poprawia nasz
wygląd! Uważam, że pół roku to wystarczający czas, by móc
stwierdzić czy coś działa, czy też nie.
W moim
przypadku:
- widoczna zmiana w stanie skóry (mam cerę tłustą ze skłonnością do powstawania wyprysków, dziś ten problem jest o wiele mniejszy)
- paznokcie (kiedyś rozdwajające się i łamiące, dziś jestem z nich naprawdę zadowolona ;))
- włosy (jestem włosomaniaczką, co chwilę mogłabym coś wcierać, odżywiać, etc. :P ogólnie jestem zadowolona, jednak do poprawy mojej czupryny na pewno przyczynił się cały zestaw zabiegów pielęgnacyjnych)
- last but not least: poprawa sylwetki (wcześniej dużo ćwiczyłam, jednak efekty nie były spektakularne. Jedyne co, to udawało mi się nie przytyć, a utrzymywać normalną dla siebie wagę. Teraz – ładnie zarysowane mięśnie, ogólna poprawa sylwetki, wyraźnie znika pomarańczowa skórka ;))
Wszystko
fajnie, tylko co jeść, żeby przestrzegać zdrowej i racjonalnej
diety? Moje sposoby są następujące (oczywiście nie jestem
dietetykiem, nie mam pojęcia czy wszystko, co robię jest w 100%
słuszne. Co więcej wciąż się uczę, dowiaduję nowych rzeczy, na
bieżąco dodaje bądź eliminuje niektóre składniki. Największą
frajdę sprawia mi jednak odkrywanie nowych smaków – zdaję sobie
wtedy pytanie, jak mogłam wcześniej żyć bez tego!)
- codziennie rano, na czczo wypijam szklankę wody z cytryną (czasem jest to woda niegazowana, czasem woda przegotowana z czajnika); podobno dwie wypicie dwóch szklanek pomaga nam obudzić mózg ;) a propos wody – szklanka wody pół godziny przed posiłkiem wspomaga trawienie;
- tzw. przyjaciele, a mianowicie bakalie – mój niezbędnik to: suszona żurawina, słoneczki, wiórki kokosowe, migdały, orzechy włoskie (dodawane do owsianki), siemię lniane (można je kupić w aptece bądź sklepie i uwaga: najlepiej, by było w ziarnach (zmielone szybciej traci swoje wartości); najlepiej jest tuż przed podaniem zmielić siemię i dopiero wtedy dodawać do potraw (ziarenka są neutralne w smaku;)
Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia!
- przyprawy: chilli (nie jestem zwolenniczką, czasem dodam do smaku); cynamon (tutaj zdecydowane jestem na tak: łyżeczka do owsianki); wszelkiego rodzaju zioła; sól (ja używam soli morskiej, gruboziarnistej);
- warzywa i owoce; podstawa podstaw. Dygresja a propos owoców – podobno cytrusy powinno się spożywać maksymalnie do godziny 15. Czy jest to fakt, czy też nie – nie mam pojęcia. Podobnie jabłuszka – nie poleca się zjadać jabłek przed treningiem (np. jako deser do obiadu. Dlaczego? Jabłko powoduje wrażenie ciężkości); wniosek – wieczorem lepiej chrupać marchewkę niż jabłko;
- picie dużej ilości wody – powtarzane na okrągło, jednak ciężko wdrożyć to postanowienie w życie, nieprawdaż? ;) ogólnie osoby uprawiające sport regularnie powinny spożywać więcej niż 1,5 l wody na dzień;
- picie wody między posiłkami
- picie zielonej herbaty (od jakiegoś czasu zabieram się za kupno herbatki detox, jednak najpierw muszę zrobić research :D)
- soki warzywno-owocowe – domowej roboty. Sokowirówka to koszt rzędu 100 zł – walory smakowe soczku wyciśniętego ze świeżych owoców i warzyw – bezcenne;
- podobnie z jogurtami domowej roboty – przestałam kupować ten cały shit, od którego uginają się sklepowe półki. Lepiej kupić jogurt naturalny bądź kefir, owoce (mogą być świeże bądź mrożone), blender, łyżka cynamonu do smaku;
- chude mięso (kurczak, indyk); ryby;
Dzisiejszy
wywód może odrobinę przydługi, jednak uważam, że są to
najważniejsze zasady, które na chwilę obecną mi przyświecają.
Nadrzędną zasadą jest jednak umiar – trzeba podejść do sprawy
racjonalnie. Jeżeli mamy ochotę na ciasto, to je zjedzmy. Nie ma
sensu narzucać sobie ograniczenia, którym nie będziemy w stanie
sprostać. A jak jest u Was, macie jakieś sposoby na zdrowe
żywienie? ;)
Paulinko :) czy korzystałaś lub korzystasz z gotowych jadłospisów?
OdpowiedzUsuńHej! Generalnie to na początku listopada kupiłam książkę Ewy Chodakowskiej (zmień swoje życie z e.ch.), potrzebowałam "przewodnika", a konkretnie chciałam dowiedzieć się, jakie produkty jeść, żeby w końcu zdrowo się odżywiać :) Dobre jest to, że od razu były przygotowane przepisy (śniadania, przekąski, obiady, kolacje). Oczywiście nie odtwarzałam dokładnie wszystkich przepisów, bardziej brałam pod uwagę wykorzystane składniki i sama je miksowałam pod moje kubki smakowe ;) Do tego olej zamieniłam na oliwę, przerzuciłam się na pełnoziarniste pieczywo, włączyłam do jadłospisu kasze (gryczaną, kuskus, jaglaną) i brązowy ryż :) Zregygnowałam też ze smażenia mięsa (wszystko gotuje na parze).
Usuń