23 paź 2016

Czy to Ty? Czyli 5 sposobów na robienie zdrowego życia!

Filiżanka kawy z mlekiem
Czy to Twój pomysł na obiad to kawa i papierosy jak u Jima Jarmuscha?
Dwudziestopięcioletnia Ania właśnie wygramoliła spod ciepłego pledu i zwlekła się ze swojej ulubionej sofy, by przygotować kolejną filiżankę kawy. Tę wyjątkową podróż zafundowała jej przerwa reklamowa podczas emisji nowego serialu popularnej stacji telewizyjnej. W domowych pieleszach to często jedyne chwile, kiedy swoją uwagę oddaje czemuś innemu, niż ekran łypiącego na nią ze ściany kilkudziesięciocalowego telewizora. 

Jego blask w ciemnym salonie otumania ją jak małe dziecko, porwane w wir niezbyt rozwojowych kreskówek. Wspólnie z Markiem, jej partnerem, z którym mieszka już drugi rok, swoje nowe "okno na świat" wybrali tuż przed ostatnimi piłkarskimi mistrzostwami świata, a że w ich skarpetach po wszelkich zaskórniakach zostały tylko dziury, tę oto dziurę budżetową wypełnili małym kredytem. Marek jest wybitnym znawcą branży futbolowej i to miano nie pozwala mu opuścić żadnej rozgrywki, to też nowy sprzęt idealnie sprawdza się w ich skromnym apartamencie. Mimo obfitej pamięci do nazwisk sportowców, jego skreślenia u zaprzyjaźnionego (a jakże!) bukmachera skreślają go z listy osób z potencjalnie pełnym portfelem, więc na inne rozrywki młodej parze zwyczajnie nie starcza środków. Na szczęście Urbański zarezerwował dla nich zestaw ostatnich kół ratunkowych w postaci romantycznych wieczorów w gronie pudełek po pizzy (w myśl zasady żywieniowej "take-away or go away!") i butelek po piwie, których cena w momencie, gdy było w nich piwo, nie przekraczała trzech polskich złotych (w tym wypadku przyświeca im maksyma "trzy przed snem to nie grzech!").

Ania już w kuchni po uciążliwych zmaganiach ze stosem naczyń, wspominających właśnie obiad z zeszłego weekendu, odgrzebała ostatni umiarkowanie czysty kubek, nasypała do niego dwie czubate łyżeczki kawy i wstawiła czajnik na gaz. Po dynamicznym podniesieniu się z legowiska poczuła właśnie zawroty głowy i lekko podparła się dłonią o kuchenny blat. Pech chciał, że jej ręka natrafiła na pudełko sosu, które razem z (zapewne chińskimi) sajgonkami przywiózł wczoraj skośnooki i kaprawy dostawca. Opakowanie pod wpływem nacisku pękło, a jego zawartość oblała szafkę. Woda właśnie zaczęła wrzeć, więc lekko rozkołysana dziewczyna wyłączyła palnik i zalała kubek do połowy wrzątkiem. Drugą połowę zajęło rozkosznie pełnotłuste mleko i szczypta cukru (o błędzie statystycznym, wynoszącym trzy łyżeczki). Opanowanie spływającego sosu z założenia zaplanowała na dzień jutrzejszy przy współpracy z domysłem, graniczącym z pewnością, że mimochodem szafka pozostanie brudna przynajmniej do świąt.

Kawiarka-autodydakta, na co dzień pracująca w systemie zmianowym w pobliskim call center, z kawą w dłoni szybkim susem wskoczyła pod narzutę, której temperatura podczas chwilowej nieobecności zdążyła już spaść poniżej oczekiwań. W pracy takich kofeinowych baterii jest w stanie pochłonąć nawet cztery dziennie. Dobrze, że zawsze ktoś przyniesie jakieś "kruasanty" lub "donaty", czyniąc ukłon w kierunku warszawskiej nowomowy. Świetnie towarzyszą wspomnianym kubkom ciepłego napoju. Po przełknięciu pierwszego haustu kawy odstawiła ją i swój wzrok rzuciła na właśnie powracający po przerwie reklamowej na antenę kolejny fragment seansu. Poczuła silny ucisk podbrzusza i szybko zorientowała się, że to jej spodnie są dla niej tak okrutne, to też bez chwili namysłu rozpięła je i lekko obsunęła. W tym momencie przed jej oczami pojawił się ostatni wieczór sylwestrowy (a było to zaledwie 8 miesięcy/5 kilogramów temu - *niepotrzebne skreślić), podczas którego obiecali sobie z Markiem praktykowanie i rozwijanie wspólnej pasji, która kiedyś połączyła ich drogi.

Dziś już nawet ich najbliżsi nie pamiętają, że lat temu kilka Ania była instruktorem w jednym z najpopularniejszych centrum fitness w mieście. Marek zaś był jego stałym bywalcem i tam właśnie spotkali się po raz pierwszy. Młodzi, wysportowani, pełni dobrej energii, bardzo szybko zwrócili swoją uwagę i zaczęli pisać własną historię. Czy którykolwiek skryba pomyślałby wtedy, że dobrną do rozdziału, w którym ograniczą swoją codzienność do kanapy, pozornie włoskiego placka i przeciętnego piwa, a sił będą im dostarczać kolejne miligramy kofeiny i oczekiwanie na transmisję włoskiej ligi? Czy tak to miało wyglądać? Otóż... NIE! Stop!

Ale, ale! Czy każdy z nas nie ma wokół siebie takiej Ani lub Marka? Czy jako osoby tytułujące się ich przyjaciółmi, daliśmy im znać, że nie wszystko jest tak idealnie, jak oni sobie to widzą? Czy może bezkrytycznie chwaliliśmy ich "lajkami" na Fejsie pod ich wspólnym zdjęciem wykonanym z piwem i papierosem na balkonie? A może nawet oni siedzą gdzieś w nas i tylko czyhają, aż przylgniemy do kanapy w celu pozornego relaksu i nabycia mniej pożądanych odleżyn? Czy umiemy walczyć z tym zakorzenionym w nas duetem i pisać swoją opowieść bez względu na deficyt chęci, motywacji i wizji? Jak znaleźć sposoby, by nie znaleźć się na egzystencjonalnym pit-stopie z pokaźnym nadmiarem cielska w okolicach pasa? Jak znaleźć swój własny szlak "w pogoni za lepszej jakości życiem"?

Jak powiadają nasi pradziadowie, "przyganiał kocioł garnkowi", a wnioskując z ostatnio dokonanej analizy składu masy ciała w poradni dietetycznej "Eat-Me", kocioł ze mnie pokaźny, dlatego nie zamierzam udawać, że sam na te wszystkie pytania odpowiedziałem bez zarzutu, a teraz jedynie "spijam śmietankę" (daj Ci Boże niskotłuszczową) z mej życiowej wiedzy. Niejednokrotnie pod wpływem moralnego relatywizmu mój wzrok w kuchni padał na ulotki reklamowe najbliższych pizzerii, nie zaś zarumienione pomidory i sałatę, czekające na parapecie, które często nie doczekały się spożycia i trafiały do obiegu wtórnego. Dalej przemierzając autem po Polsce niemałe odległości i odwiedzając stacje benzynowe, podczas płacenia za paliwo, moje oczy raczy widok toczących się tam po ruszcie fragmentów kurzych pazurków i chrząstek, nazwanych szumnie "wnętrzem hot-doga". Choć niejeden "dog" nie pokusiłby się o ich posmakowanie, to jeszcze jakiś czas temu prosiłbym o doliczenie takiego "obiadu" do mojego rachunku. 

Tempo życia, które sobie narzucamy, aby dokonać jak najwięcej, może sprawić, ze skrócimy je na tyle, że finalny bilans zysków i strat będzie dla nas niekorzystny i mimo nadmiernego spożycia po ostatnim akcie będziemy czuli niedosyt.

W dzisiejszym tekście chciałbym nakłonić Cię, Drogi Czytelniku, do refleksji nad tym, jak "robisz swoje życie", parafrazując nasze flagowe hasło. Sam takich refleksji powziąłem wiele i wypracowałem sobie kilka prostych sposobów na polepszenie swojego życia, aby zrobić wszystko, by uniknąć puenty, która spotkała Anię i Marka. Jest to spis absolutnie subiektywny, nie zaś objawione prawdy z kamiennych tablic, więc rad będę, jeśli choć jedna z nich zagości w Twoim życiu codziennym. Mogę zagwarantować, iż poniższe postanowienia, oprócz polepszenia Twojego zdrowia, dadzą Ci także niesamowitą satysfakcję, gdy przy nich wytrwasz. Pierwszy tydzień być może wyda Ci się irytujący, ale po miesiącu wrócisz do tego posta i napiszesz, że to był dobry ruch. Opiszę najpierw pomysły na dobry początek, które nie wyczerpują tego zagadnienia nawet w drobnej części, jedna w mojej ocenie są najprostsze do wdrożenia – w kolejnych wpisach będzie jeszcze "grubiej", więc spodziewaj się niespodziewanego!

  1. Jeśli chcesz czegoś uniknąć w swojej diecie, po prostu tego nie kupuj. Pokonaj swoje żywieniowe nawyki już na etapie wizyt w sklepach spożywczych. Przygotowuj listę niezbędnych Ci produktów przed wyjściem z domu, by pełne barw alejki hipermarketu nie sprawiły, że Twoje dłonie odlecą gdzieś w otchłań półki z czekoladopodobną Nutellą i szyldem "2 w cenie 1".
  2. Wyłącz ze swojej diety dwa świństwa, jakimi są sól i cukier. Spotkasz je i tak na swojej drodze w bardzo wielu produktach, więc logiki brak w tym, aby kolejne ich uncje trafiły do Twojego przewodu pokarmowego. Pewnie właśnie myślisz o tym, że bredzę w malignie, gdyż nie da się wypić kawy lub herbaty bez cukru, a smak pomidora, czy jajka podczas śniadania bez słonej posypki bliski jest delektowaniu się gruzem z błotem. Na Twoje szczęście tak nie jest i naprawdę istnieją ludzie, którzy nie stosują soli i cukru. Naprawdę.
  3. Myślisz o przekąsce? Patrz punkt 1., a jeśli to Ci nie powstrzyma, zamiast batona kup jabłko lub gruszkę. Efekt zaspokojenia "małego głoda" i podtrzymania nawyku przy życiu osiągnięty, a przy tym nie jest to Snickers, a owoc z polskiego sadu. Może zamiast chrupania chipsów do wieczornego filmu, lepiej zainwestować w kilogram marchewek?
  4. Obserwuj, mierz, badaj, spisuj, publikuj w sieci efekty swoich działań związanych z aktywnością fizyczną od samego początku, nawet najmniejszego kroku. Tabelka z planem ćwiczeniowym i odhaczanie kolejnych punktów pomoże Ci utrzymać regularność treningów. Sprawi także, że po kilu tygodniach dostrzeżesz, jaki ogrom pracy już za Tobą. Z pomocą przyjdą także aplikacje mobilne, np. bardzo łatwy Todoist, który uporczywym powiadomieniem i mailem przypomni, że masz wziąć się w garść. Patrz, czy przypadkiem dziś nie przebiegłaś wieczornej "piątki" szybciej o 30 sekund niż kilka dni temu. Zwróć uwagę na to, jak duże zmęczenie towarzyszy Ci po podobnym treningu siłowym, jak ten z zeszłego tygodnia. Wtedy po powrocie do domu od razu znużyło Cię do snu, a dziś czujesz się o wiele lepiej? Fajnie, prawda? Zamiast kolejnego porażającego humorem mema udostępnij na swej ścianie zdjęcie z siłowni, czy Twojego Endomondo. "Lajki" od przyjaciół posypią się momentalnie. Niektórzy, mniej serdeczni, też chcieliby to robić i Ci zazdroszczą, a niektórzy, ci znacznie bardziej życzliwi, trzymają za Ciebie kciuki i sami pokażą Ci, czego dziś dokonali.
  5. Znajdź w swoim najbliższym gronie "pożytecznego marudę", który będzie sukcesywnie przypominał Ci o zbliżającym się treningu, czy o tym, że McDonald's to dosyć mierna destynacja. Być może nawet będzie Ci towarzyszyć w tych mordęgach, związanych z gorzką kawą lub regularnym bieganem. SMS, czy wiadomość przesłana poprzez Messenger od takiego nadawcy ma być dla Ciebie kuksańcem-przypominajką. W moim wypadku to Paulina, może to być Twój życiowy partner, najlepszy przyjaciel, członek rodziny – ktokolwiek, komu będzie na Tobie zależeć. Efekty Twojej przemiany będą cieszyć Was oboje!

Te 5 malutkich kroków mi pomogło niesamowicie. Może pomogą też Tobie? Trzymam kciuki. Może masz jakieś swoje pomysły, które możemy wdrożyć w naszym duecie? Podpowiedz nam coś. Chętnie skorzystamy z każdej sugestii.

P.S.: po tym wszystkim, jeśli udało Ci się poświęcić na ten wpis solidne pół godziny, za co ogromnie Ci dziękuję, pamiętaj o tym, by Twoje próby, starania, sportowe wyczyny, zdjęcia, posty, itd. zawierały hashtag #róbżycie – wspólnie sprawdźmy, kim jesteśmy i co potrafimy.

P.S. 2: ten tydzień mamy z Pauliną naprawdę wypełniony po brzegi i chwała Fit-Meal'owi za to, że będzie nas w tym czasie karmił, gdyż nie wiem, kiedy mielibyśmy poświęcić się gotowaniu. Treningi siłowe i Spinning w City Studio, poranne baseny w poniedziałek i czwartek, wizyta na środowym TEDxPiotrkowskaStreet oraz na piątej edycji Rozmów o Startupach, po tym wszystkim seans w Silver Screen, czwartkowe spotkanie Business Training Club #9 oraz niedzielny 56. Bieg Ulicami Sieradza na 10 km. O zgrozo, będzie się działo! Jest #poprostudobrze :)

=> Może tam się zobaczymy?
26.10.2016, godz. 10:30 – Art of life #TEDxPiotrkowskaStreet (Łódź)
26.10.2016, godz. 18:00 – Rozmowy o Startupach #5 (Łódź)
27.10.2016, godz. 19:00 – BTC #9 (Łódź)
30.10.2016, godz. 11:30 – 56. Bieg Ulicami Sieradza (Sieradz)



2 komentarze:

  1. Staram się ograniczać sól i cukier ;) Przestałam kupować słodycze ;D Mam nadzieję, że się w końcu przyzwyczaję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. We mnie się czai taki leń, skubany. Choroba go rozleniwiła totalnie, ale na szczęście umiem go zepchnąć gdzieś tam w tył głowy. W większości przypadków :D

    OdpowiedzUsuń

Napisz, co sądzisz