W poniedziałek minął pierwszy tydzień żywienia z cateringiem dietetycznym Fit Meal Catering. To moje pierwsze doświadczenie z pudełkami i zdaję sobie sprawę, że siedem dni to zdecydowanie za mało czasu, by wyrobić sobie opinię, ale pierwsze wrażenie już mam.
Zacznę od
zarysowania Ci drogi Czytelniku mojej sytuacji życiowej. Mieszkam
sama, pracuję i ćwiczę – tak w dużym skrócie mogę opisać
moją rzeczywistość. Pracuję niemało, gdyż oprócz pracy na
etacie, realizuję się jako instruktorka Spinning i latam między
łódzkimi siłowniami.
Sprawa nie byłaby
zbyt skomplikowana, gdyby nie delegacje... Właśnie z wyjazdami
wiąże się największe wyzwanie – jak zorganizować się w
czasie, by:
a). przygotować
pięć zdrowych i racjonalnych posiłków;
b). wrócić z
innego miasta, koniecznie do godziny minimum 18:00 bym mogła
spokojnie przetransportować się do kolejnej destynacji, czyt.
siłowni, w której prowadzę zajęcia.
Nie ukrywam, jako
„mistrzyni logistyki” – poległam. Kompletnie nie potrafiłam
sobie poradzić z bieżącymi obowiązkami, strasznie zaniedbałam
żywienie, przez co w moim żołądku najczęściej lądował
hot-dog z Orlenu bądź, co gorsza, z pobliskiej Żabki. Wstyd się
przyznać, ale kompletnie zatraciłam się w obowiązkach zawodowych
i przedłożyłam zobowiązania nad własne... zdrowie. Efekt?
Niezadowolenie, frustracja, pogorszenie się stanu cery, paznokci i
włosów, o sylwetce nie wspomnę.
Moment otrząśnięcia
się z zaistniałej sytuacji był przełomowy – jak to, ja Paula,
mam tak rażąco zaniedbywać swoje zdrowie?! Pojawił się problem,
zaczęłam szukać rozwiązania. Wraz z Fit Meal Catering oraz
Mateuszem, doszliśmy do wniosku, że projekt #róbżycie, to
doskonała okazja, aby pokazać osobom podobnym do mnie, że warto
zadbać o siebie. I niech brak czasu przestanie być wymówką –
nie mam czasu gotować, na rynku są dostępne rozwiązania, od
zaraz. Wygodnictwo domeną XXI wieku!
Pierwszy tydzień
żywienia z Fit-Meal Catering to mieszanina ekscytacji i
zaintrygowania – czy 1500 kcal to nie za mało jak na moje
potrzeby? Czy będzie mi smakowało? A co jeśli zimny ryż i mięcho
nie przypadną mi do gustu?
Pytań było
mnóstwo, wątpliwości co niemiara, ale ostatnie dni zweryfikowały
moje obawy. Jedzenie jest bardzo smaczne i zróżnicowane. Przyznaję,
że sama z siebie w życiu nie przygotowałabym schaba ze śliwką, a
w cateringu miałam okazję raczyć swe podniebienie takim oto
specjałem. Przyznaję również, że dziś w trasie jadłam obiad
„na zimno”, jednak w ogóle mi to mi to nie przeszkadzało.
Dlaczego? Ponieważ mam korzyść – regularne spożywanie posiłków
przełożyło się bezpośrednio na jakość mojego życia. Po
powrocie z delegacji nie uganiałam się z bólem głowy, który
zazwyczaj mi towarzyszył podczas wyjazdów. Zjadłam w trasie dwa
posiłki, dzięki czemu zachowałam swój tryb – jedzenie co trzy,
cztery godziny. Po powrocie do domu jem podwieczorek i ruszam na
siłkę, gdzie mogę dać z siebie 100%.
Obawiałam się o
wielkość porcji. Dieta 1500 kcal wydawała mi się restrykcyjna,
kojarzyła się z ograniczeniem i w ogóle horrorem. W rzeczywistości
jednak mój żołądek przyzwyczaja się do mniejszych porcji
posiłków, które dostarczane są regularnie. Mniej i częściej.
Nie rzadko i dużo. Drugi tryb załączył mi się na ostatnie trzy
miesiące i wcale dobrze na tym nie wyszłam.
Na czym mi zależy?
Schudnięcie swoją drogą. Zależy mi przede wszystkim na wyrobieniu
w sobie zdrowego nawyku jedzenia regularnie. Bardzo dbam również o
nawodnienie – wszędzie tacham ze sobą butlę wody i przy każdej
możliwej okazji staram się pociągać z wodopoju. Szczególną
uwagę na stopień nawodnienia zwróciła mi uwagę Iwona z pracowni
dietetycznej Eat Me przy okazji wykonywania badania analiza składu
masy ciała. Doskonale zdaję sobie sprawę, że w większości składamy się z wody i każdy proces proces zachodzący w
naszym organizmie odbywa się właśnie przy udziale tej drogocennej
substancji.
Teoria teorią, wiemy jak wygląda praktyka:
Co najważniejsze - wiem, nad jakim obszarem muszę szczególnie popracować.
„Jesteś
tym, co jesz” to
jak najbardziej słuszna maksyma, której propagatorką za sprawą
swojej książki kucharskiej stała się Gillian
McKeith.
Mogę z pełną świadomością postawić się w roli sygnatariusza
tego hasła – po ponad tygodniu korzystania z
dobrodziejstw Fit Meal
Catering czuję
się (przynajmniej mentalnie) o wiele lżej, o wiele łatwiej
przychodzi mi podjęcie kolejnego wysiłku fizycznego, a mając w
głowie to, iż w lodówce o poranku znajdę „brown
paper bag”z
dzienną racją żywnościową, znacząco ułatwia poranną pobudkę
przed wyczerpującą delegacją.
To
już 9. wieczór, kiedy do drzwi Pauliny zapukał dostawca,
następnie racząc nas dwiema paczkami o zawartości oscylującej
łącznie wokół 3300 kcal dla dwóch łakomych
głów. Uczucie zbliżone do tego, jakby codziennie miała nastać
Gwiazdka – od razu po zatrzaśnięciu zamka jak małe dzieci w Boże
Narodzenie dopadamy się do pojemników i wypatrujemy, cóż za dania
przygotowano na następny dzień. Bardzo dobrym zwyczajem (co do
standardów takich usług nie należy) jest wyróżnienie specjalnymi
wlepkami, które z 5 posiłków przypadają na każdą porę dnia
(śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja).
Ideałem byłoby spożywanie ich co 2 lub 3 godziny, co też z
pozytywnym skutkiem staram się czynić. Z takim zapasem potraw
bardzo łatwo uczynić regularne i równomierne jedzenie nawykiem i
przyjemnością.
Na
chwilę obecną swoim smakiem i pomysłem na moim subiektywnym podium
stoją dzielnie: koktajl z chia na mleku kokosowym, makaron z
łososiem w sosie pieprzowym i spaghetti bolognese z grana padano.
Sama już nazwa brzmi interesująco – wierzcie mi na słowo, że po
zerwaniu folii ochronnej z pojemnika zapach i smak tych dań były
jeszcze bardziej powalający. Wszystkie z serwowanych pojemników są
bardzo dobre, aromatyczne, świeże. Może oprócz jednego wyjątku.
Na mój osobisty hejt zasługuje ciasto kokosowe z bakaliami, które
dopadło nas w weekend – było twarde, suche i pozbawione smaku. A
wyglądało tak kusząco. Do tego stanowiło śniadanie, więc start
dnia nie był zbyt łatwy. Bardzo szybko zapomnieliśmy o nim,
wciągając czym prędzej po 3 godzinach drugie śniadanie w postaci
wyśmienitego ryżu basmati z warzywami i tuńczykiem – kciuk w
górę.
Na
pewno jeszcze będziemy Wam udostępniać takie krótkie relacje z
kulinarnego aspektu naszego wyzwania. Po upływie dwóch tygodni od
startu cateringu planuję także przygotować krótkie
porównanie Fit Meal Catering z firmą, z której
korzystałem kiedyś i wskażę Wam, na co zwracać uwagę przy
doborze takiej usługi. W kolejce czeka także porównawcza symulacja
kosztów w pojedynku między gotowaniem we własnym garnku a
współpracą z firmą zewnętrzną. Będzie się działo. #róbżycie
Jeżeli mamy dobrze płatną pracę, poświęcenie czasu na gotowanie na wykonywanie służbowych zadań może sprawić, że catering nam się zwróci. Ja osobiście rozważałem tę formę, ale ostatecznie zdecydowałem się na oszczędności. Zacząłem wykorzystywać Kupony promocyjne w supermarketach dzięki czemu oszczędzam 50-100 zł miesięcznie wyłapując promocje.
OdpowiedzUsuń