25 paź 2016

Czy warto korzystać z cateringu dietetycznego? Czyli co sądzimy o diecie pudełkowej.


W poniedziałek minął pierwszy tydzień żywienia z cateringiem dietetycznym Fit Meal Catering. To moje pierwsze doświadczenie z pudełkami i zdaję sobie sprawę, że siedem dni to zdecydowanie za mało czasu, by wyrobić sobie opinię, ale pierwsze wrażenie już mam.
Zacznę od zarysowania Ci drogi Czytelniku mojej sytuacji życiowej. Mieszkam sama, pracuję i ćwiczę – tak w dużym skrócie mogę opisać moją rzeczywistość. Pracuję niemało, gdyż oprócz pracy na etacie, realizuję się jako instruktorka Spinning i latam między łódzkimi siłowniami.

Sprawa nie byłaby zbyt skomplikowana, gdyby nie delegacje... Właśnie z wyjazdami wiąże się największe wyzwanie – jak zorganizować się w czasie, by:

a). przygotować pięć zdrowych i racjonalnych posiłków;
b). wrócić z innego miasta, koniecznie do godziny minimum 18:00 bym mogła spokojnie przetransportować się do kolejnej destynacji, czyt. siłowni, w której prowadzę zajęcia.

Nie ukrywam, jako „mistrzyni logistyki” – poległam. Kompletnie nie potrafiłam sobie poradzić z bieżącymi obowiązkami, strasznie zaniedbałam żywienie, przez co w moim żołądku najczęściej lądował hot-dog z Orlenu bądź, co gorsza, z pobliskiej Żabki. Wstyd się przyznać, ale kompletnie zatraciłam się w obowiązkach zawodowych i przedłożyłam zobowiązania nad własne... zdrowie. Efekt? Niezadowolenie, frustracja, pogorszenie się stanu cery, paznokci i włosów, o sylwetce nie wspomnę.

Moment otrząśnięcia się z zaistniałej sytuacji był przełomowy – jak to, ja Paula, mam tak rażąco zaniedbywać swoje zdrowie?! Pojawił się problem, zaczęłam szukać rozwiązania. Wraz z Fit Meal Catering oraz Mateuszem, doszliśmy do wniosku, że projekt #róbżycie, to doskonała okazja, aby pokazać osobom podobnym do mnie, że warto zadbać o siebie. I niech brak czasu przestanie być wymówką – nie mam czasu gotować, na rynku są dostępne rozwiązania, od zaraz. Wygodnictwo domeną XXI wieku!

Pierwszy tydzień żywienia z Fit-Meal Catering to mieszanina ekscytacji i zaintrygowania – czy 1500 kcal to nie za mało jak na moje potrzeby? Czy będzie mi smakowało? A co jeśli zimny ryż i mięcho nie przypadną mi do gustu?

Pytań było mnóstwo, wątpliwości co niemiara, ale ostatnie dni zweryfikowały moje obawy. Jedzenie jest bardzo smaczne i zróżnicowane. Przyznaję, że sama z siebie w życiu nie przygotowałabym schaba ze śliwką, a w cateringu miałam okazję raczyć swe podniebienie takim oto specjałem. Przyznaję również, że dziś w trasie jadłam obiad „na zimno”, jednak w ogóle mi to mi to nie przeszkadzało. Dlaczego? Ponieważ mam korzyść – regularne spożywanie posiłków przełożyło się bezpośrednio na jakość mojego życia. Po powrocie z delegacji nie uganiałam się z bólem głowy, który zazwyczaj mi towarzyszył podczas wyjazdów. Zjadłam w trasie dwa posiłki, dzięki czemu zachowałam swój tryb – jedzenie co trzy, cztery godziny. Po powrocie do domu jem podwieczorek i ruszam na siłkę, gdzie mogę dać z siebie 100%. 


Obawiałam się o wielkość porcji. Dieta 1500 kcal wydawała mi się restrykcyjna, kojarzyła się z ograniczeniem i w ogóle horrorem. W rzeczywistości jednak mój żołądek przyzwyczaja się do mniejszych porcji posiłków, które dostarczane są regularnie. Mniej i częściej. Nie rzadko i dużo. Drugi tryb załączył mi się na ostatnie trzy miesiące i wcale dobrze na tym nie wyszłam.

Na czym mi zależy? Schudnięcie swoją drogą. Zależy mi przede wszystkim na wyrobieniu w sobie zdrowego nawyku jedzenia regularnie. Bardzo dbam również o nawodnienie – wszędzie tacham ze sobą butlę wody i przy każdej możliwej okazji staram się pociągać z wodopoju. Szczególną uwagę na stopień nawodnienia zwróciła mi uwagę Iwona z pracowni dietetycznej Eat Me przy okazji wykonywania badania analiza składu masy ciała. Doskonale zdaję sobie sprawę, że w większości składamy się z wody i każdy proces proces zachodzący w naszym organizmie odbywa się właśnie przy udziale tej drogocennej substancji. 


Teoria teorią, wiemy jak wygląda praktyka:


Co najważniejsze - wiem, nad jakim obszarem muszę szczególnie popracować.

Jesteś tym, co jesz” to jak najbardziej słuszna maksyma, której propagatorką za sprawą swojej książki kucharskiej stała się Gillian McKeith. Mogę z pełną świadomością postawić się w roli sygnatariusza tego hasła – po ponad tygodniu korzystania z dobrodziejstw Fit Meal Catering czuję się (przynajmniej mentalnie) o wiele lżej, o wiele łatwiej przychodzi mi podjęcie kolejnego wysiłku fizycznego, a mając w głowie to, iż w lodówce o poranku znajdę „brown paper bag”z dzienną racją żywnościową, znacząco ułatwia poranną pobudkę przed wyczerpującą delegacją.

To już 9. wieczór, kiedy do drzwi Pauliny zapukał dostawca, następnie racząc nas dwiema paczkami o zawartości oscylującej łącznie wokół 3300 kcal dla dwóch łakomych głów. Uczucie zbliżone do tego, jakby codziennie miała nastać Gwiazdka – od razu po zatrzaśnięciu zamka jak małe dzieci w Boże Narodzenie dopadamy się do pojemników i wypatrujemy, cóż za dania przygotowano na następny dzień. Bardzo dobrym zwyczajem (co do standardów takich usług nie należy) jest wyróżnienie specjalnymi wlepkami, które z 5 posiłków przypadają na każdą porę dnia (śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja). Ideałem byłoby spożywanie ich co 2 lub 3 godziny, co też z pozytywnym skutkiem staram się czynić. Z takim zapasem potraw bardzo łatwo uczynić regularne i równomierne jedzenie nawykiem i przyjemnością.

Na chwilę obecną swoim smakiem i pomysłem na moim subiektywnym podium stoją dzielnie: koktajl z chia na mleku kokosowym, makaron z łososiem w sosie pieprzowym i spaghetti bolognese z grana padano. Sama już nazwa brzmi interesująco – wierzcie mi na słowo, że po zerwaniu folii ochronnej z pojemnika zapach i smak tych dań były jeszcze bardziej powalający. Wszystkie z serwowanych pojemników są bardzo dobre, aromatyczne, świeże. Może oprócz jednego wyjątku. Na mój osobisty hejt zasługuje ciasto kokosowe z bakaliami, które dopadło nas w weekend – było twarde, suche i pozbawione smaku. A wyglądało tak kusząco. Do tego stanowiło śniadanie, więc start dnia nie był zbyt łatwy. Bardzo szybko zapomnieliśmy o nim, wciągając czym prędzej po 3 godzinach drugie śniadanie w postaci wyśmienitego ryżu basmati z warzywami i tuńczykiem – kciuk w górę.

Na pewno jeszcze będziemy Wam udostępniać takie krótkie relacje z kulinarnego aspektu naszego wyzwania. Po upływie dwóch tygodni od startu cateringu planuję także przygotować krótkie porównanie Fit Meal Catering z firmą, z której korzystałem kiedyś i wskażę Wam, na co zwracać uwagę przy doborze takiej usługi. W kolejce czeka także porównawcza symulacja kosztów w pojedynku między gotowaniem we własnym garnku a współpracą z firmą zewnętrzną. Będzie się działo. #róbżycie

1 komentarz:

  1. Jeżeli mamy dobrze płatną pracę, poświęcenie czasu na gotowanie na wykonywanie służbowych zadań może sprawić, że catering nam się zwróci. Ja osobiście rozważałem tę formę, ale ostatecznie zdecydowałem się na oszczędności. Zacząłem wykorzystywać Kupony promocyjne w supermarketach dzięki czemu oszczędzam 50-100 zł miesięcznie wyłapując promocje.

    OdpowiedzUsuń

Napisz, co sądzisz